Uciekinier z Mordoru

Jak rzucić etat i nie zwariować?

Czego potrzebujesz, by zostać freelancerem? Pomysłu, pasji, oszczędności i eksperta, który pomoże ci poukładać świat „po etacie”.

Ewa Korsak: Co złego jest w etacie?
Michał Bloch, coach, psycholog: Nie ma nic złego. Po prostu nie jest to opcja dla każdego. Bywa, że ludzie, pracując na etacie są nieszczęśliwi, nie realizują w pełni swojego potencjału. Czasami to kwestia temperamentu, cech charakteru, a czasami wartości i ambicji. Nie neguję etatu, ale pokazuję, że można inaczej, można wybrać inną drogę.

Rzucić wszystko i wyjechać w Bieszczady?
Nie, tego akurat nie polecam. Chyba że na koncie masz pieniądze, które pozwolą ci żyć przez kolejne trzy lata. Wtedy możesz sobie w Bieszczadach wymyśleć, co chcesz robić, podszkolić się z tego i zacząć to robić.

Tylko jak usiąść do pracy w Bieszczadach…
No właśnie. Kolejna ważna sprawa to motywacja do pracy. Jako freelancer trzeba nauczyć się pracy z domu albo – co bardzo polecam – w kawiarniach, lub w biurach coworkingowych.

Jeśli sposób z wyjazdem w nieznane nie jest najlepszy, to jak rzuca się etat?
Na spokojnie. Budowę własnej marki rozpocząłem, gdy jeszcze pracowałemna etacie. I bardzo to wszystkim polecam. Namawiam moich klientów do rozważnego działania. Po godzinach myślałem o swojej firmie, o tym czym ma być, zdobywałem pierwszych klientów. Odchodząc z etatu, miałem już solidne zaplecze własnej marki.

A skąd wziąć pieniądze na start?
Poduszkę finansową, która ma nam starczyć na 6 do 9 miesięcy, budujemy na etacie. Trzeba mocno zweryfikować swoje wydatki, zwykle jest tu dużo do zrobienia. Kawy na mieście, wypady na lunche i subskrypcje, o których zapomnieliśmy – łącznie może się tu nazbierać kilka tysięcy złotych. A’ propos pieniędzy: ludzie, którzy swoje doświadczenie budowali na etacie, spodziewają się, że „na swoim” bardzo duże pieniądze zarabia się przy bardzo dużej ilości czasu poświęconego pracy. Trudno zrozumieć im fakt, że mogą pracować dużo mniej, a zarabiać dużo więcej. Zaniżają więc swoje stawki, wykonują pracę po kosztach… Trzeba jeszcze przed rzuceniem etatu zastanowić się, ile i za ile chcemy pracować.

I co w ogóle będziemy robić…
Jasne. Uważam, że to coś powinno nie tylko generować dochody, ale też być naszą pasją i… przynosić korzyść innym. Moim zdaniem nie ma nic gorszego niż tworzenie marki wyłącznie dla zysku. Szukając pomysłu na własną firmę, polecam zacząć od zastanowienia się, co jest moją pasją i jak mogę to połączyć ze swoim doświadczeniem zawodowym. A potem dodać dwie rzeczy: zarabianie pieniędzy i korzyści dla innych ludzi. To krótki przepis na sukces.

A Ty jak rzucałeś etat?
Zawsze chciałem pracować z ludźmi. Już w liceum zdałem sobie sprawę z tego, że potrafię słuchać – znajomi zwierzali mi się, ufali mi. Mam wrażenie, że wtedy zacząłem dostrzegać, gdzie jest mój potencjał. Potem poszedłem na studia zaoczne i zacząłem pracować jako przedstawiciel handlowy. To nie było to, co chciałem robić, szukałem dalej. Myślałem, że w dziale zasobów ludzkich w banku będę się częściej stykał z ludźmi. Ale wciąż nie miałem tego, czego chciałem. Dodatkowo zdałem sobie sprawę z tego, że nie lubię mieć szefów. Nie lubię, gdy coś muszę, bo jest jakiś odgórne polecenie.

Czy był jakiś moment przełomowy, gdy poszedłeś do szefa i rzuciłeś papierami?
Muszę powiedzieć, że od 12 lat zajmuję się ludźmi, którzy rzucają etat i nigdy nie spotkałem z nikim, kto miał taką sytuację. To chyba scena wyłącznie filmowa. W każdym razie u mnie nie było żadnych przykrych wydarzeń. Podczas szkolenia coachingowego zdałem sobie sprawę z tego, że to jest to, co chciałbym robić: rozmawiać z ludźmi metodą sokratejską, zadawać pytania i odkrywać ich potencjał.
Jeśli zaś chodzi o korporację w której pracowałem, to nie miałem takich kluczowych momentów. To był proces. Budowałem swoją markę, pracując na etacie. Po godzinach szkoliłem się i zdobywałem pierwszych klientów. Trwało to rok. W tym czasie chyba było już widać, że nie jestem stworzony do korpo. Trudno było mi się stosować do dress codu. Nie nosiłem krawata, za to zapuściłem brodę, która w tamtych czasach nie była ani modna, ani chyba zbyt dobrze widziana w sformalizowanym banku. W każdym razie gdy powiedziałem szefowej, że odchodzę, odparła: „To dobrze, bo i tak musielibyśmy cię zwolnić, widzę, że szukasz dla siebie innej drogi”. Moje poszukiwania własnego sposobu na życie były tajemnicą poliszynela.

Teraz pomagasz innym przejść tą samą drogą. Powiedz, ile trzeba poświęcić, by rzucić etat i odnaleźć się w tej innej rzeczywistości?
Różnie. Jeśli ktoś nie ma pomysłu na to, co miałby robić, możemy zbudować wszystko od zera. Ale trzeba na to poświęcić dwa, może trzy lata. Ale jeśli ktoś ma na siebie plan i odpowiednie umiejętności, praca nad marką potrwa pół roku.

A finansowo? Ile kosztują konsultacje z Tobą?
Jeśli masz już wybrany kierunek, w którym chcesz iść, jesteś na etacie, masz lub już budujesz poduszkę finansową, to będziemy razem pracować nieco ponad pół roku – częściowo wspólnie, częściowo każde osobno – nad twoją marką. Jest dość dużo pracy, sporo tworzenia treści, wybieranie nazwy i specjalizacji dla nowej marki, opisywanie idealnego klienta. Tworzenie systemu promocji, opracowanie strategii marketingowej. To proces szyty całkowicie na miarę – postawienie na nogi nowego biznesu od A do Z.
Koszt takiego procesu to 16 tysięcy złotych. To dość duża inwestycja, ale pracy jest niemało. Natomiast jest to bardzo skuteczny proces. Jeśli ktoś szuka wsparcia, a nie miał do czynienia z biznesem – pomogę mu uniknąć 95 proc. błędów, jakie się popełnia na początku działalności!
Kiedy ja zaczynałem budować markę nie było tego typu wsparcia. A usilnie szukałem pomocy. Dzisiaj, po przejściu tej ścieżki z kilkudziesięcioma klientami i stworzeniu kilku własnych marek, zapraszam do czegoś, na czym dobrze się znam.

Odesłałeś kiedyś kogoś z kwitkiem?
Tak, zdarza mi się. Czasami przychodzą do mnie ludzie, którzy rzucili już etat, spakowali się w te przysłowiowe Bieszczady i teraz szukają wsparcia. Pytam o ich poduszkę finansową i okazuje się, że wystarczy na dwa-trzy miesiące. Pytam potem o pomysł – takowego jeszcze nie ma… Taki ktoś musi wrócić na etat i oszczędzić więcej pieniędzy. Dopiero wówczas możemy zacząć współpracę.
Drugi przypadek jest wówczas, gdy ktoś jest już tak skrajnie wyczerpany, wypalony zawodowo, że zwyczajnie potrzebuje pomocy psychologa lub psychoterapeuty. Odsyłam wówczas taką osobę do specjalisty. Nie ma innej opcji, jeśli cierpisz psychicznie, musisz zająć się sobą, a dopiero potem myśleć o marce osobistej. Wszak marka to ty.

Czy droga freelancera jest dla każdego? Bo mimo że brzmi świetnie, mam wrażenie, że nie każdy się na niej odnajdzie.
Jasne, nie jest dla każdego. Niektórzy potrzebują struktury organizacyjnej i ustalonego harmonogramu, ciężko u nich o sumienność. Dla takich osób etat będzie super. Natomiast to nie jest tak, że freelancer ma jakieś nadzwyczajne umiejętności, wielkie znajomości, jest rekinem biznesu czy urodzonym sprzedawcą.
Często słyszy się takie opinie od ludzi, którzy pracują na etacie, a więc nie mają wiedzy o tym, jak wygląda praca „na swoim”. Tymczasem jest dużo introwertyków – freelancerów. Ta droga jest świetna również dla osób wysoko wrażliwych.

Wróciłbyś do korpo? Bezpieczny etat, pensja co miesiąc tego samego dnia…
Nie, to dla mnie zamknięty etap. Wszystko, czego potrzebuję, mam u siebie.

Dziękuję za rozmowę.

Ewa Korsak

Michał Bloch

Dodaj komentarz